Czyli Speed Ladies Track Day na torze w Bydgoszczy.
Mają kolorowe paznokcie, zrobione rzęsy, nienaganny make up i różowe teamowe koszulki. Jak idą, to pełną bombą, a o ich melanżach krążą legendy. Są głośne, pewne siebie, bezkompromisowe i roześmiane. Na track day’a przywożą kiełbasę na grilla i ciasto z owocami.
Wiedziałam, że ze Speed Ladies nie będę się nudzić.
Ale zacznijmy od początku. Dzień jak co dzień – w przerwach między pisaniem, tagowaniem i wrzucaniem zdjęć scrolluję Fejsbuka. Wzrok zatrzymuje mi się na różowym logo. Pod spodem zdjęcie roześmianych motocyklistek pozujących dumnie z błyszczącą CBRą na pierwszym planie. Speed Ladies Track Day kartodrom Bydgoszcz? Jezusmaria, jadę!
W sumie nie wiem, czego się spodziewać. Męża wzięłam pod pachę – mówi, że może coś podpowiedzieć, nitkę pokazać. Po minie nie wyczytam, czy się boi hegemonii jajników, ale wierzę, że da radę.
Dojeżdżamy na miejsce – motocykli w bród, od świeżutkich Ducati po sklejone na szarą taśmę millenijne R6. Są i ścigacze, i pitbike’i, i turystyki, i moje supermoto. Do wyboru, do koloru, ważne, żeby miało dwa kółka i silnik, i żeby odpaliło. Dziewczyny słychać już z daleka – gromki śmiech miesza się z pokrzykiwaniami i dźwiękiem odpalanych motocykli. Dookoła organizatorki wydarzenia (cześć Żaneta!!) zebrał się tłumek – ależ nas tu jest! Doczłapujemy się do grupy spóźnieni, przywitanie, przepraszający uśmiech, podanie dłoni – dobra, startujemy!
No i tu się muszę uczciwie przyznać, że trochę oszalałam.
Na kartodromie Bydgoszcz byłam po raz pierwszy – z opisu męża wynikało, że trochę będzie jak w Toruniu (ojezu, wąskie nawroty), a trochę jak w Łodzi (ołjes). Wpadłam ci ja na tor… i o rany. Oczywiście poprawne linie odpuściłam sobie już po pierwszych okrążeniach, bo kto by się tu liniami przejmował, jak można wbić dwa biegi w górę na prostej i wykręcić? Jedno kółko, drugie, trzecie, tył mi lata, fura mi wyje, hamuję z impetem, do jedynki zbijam, zaraz odkręcam, o, czwórka weszła, tu z wewnętrznej się wbijam, tam z zewnętrznej atakuję, łokciami się prawie rozbijam…
Zaraz zaraz, co ja robię kurde.
Z opisu sytuacji wynika, że chyba oborę.
Zjeżdżam z pierwszej sesji, kask zdejmuję, myślę sobie – no pięknie. Przyjechali tu wszyscy na wychillu, atmosfera superluźna, jeździ każdy na spokojnie, a ja tu znowu się o złote gacie ścigam, na żyletki bym chciała ze wszystkimi, wskoczyła mi adrenalina i mózg mi wyłączyło, ale wstyd. No zlinczują mnie jak mopsa na wystawie dalmatyńczyków.
Idę do dziewczyn z przeprosinami – a tu luuuz, pani kochana, tu każdy jest dla przyjemności, tu chodzi o integrację, najwyżej się na wspólnym wyjeździe policzymy, wtedy jeńców brać nie będziem! Uff, jak w tym kawale o dzieciaku, co wracał do domu z zakończenia roku szkolnego – już tylko łomot i wakacje! 😉
Mąż mój otoczony został zaraz wiankiem kobiet, sama zresztą z chęcią do tego grona dołączyłam, ale kosmate myśli odłożyć proszę na bok – świetnie facet tłumaczy o co w tej jeździe po torze chodzi. Ba! Jak prawdziwy szkoleniowiec poprowadził grupę, tu ręką linię pokazywał, tam punkt dohamowania zaznaczał, pełna profeska, nie pogadasz.
A jak było?
Kurcze, super. Czas mi zleciał zdecydowanie za szybko, tyle świetnych babek w jednym miejscu – chciałoby się z każdą chociaż słowo zamienić, pogadać o wrażeniach, motocykle porównać… a tu pojeździłyśmy chwilę i już pakować trzeba było motocykl z powrotem. Dobrze zatem, na następnych babskich track day’ach melduję się jako obowiązkowo!
Ja to w ogóle jestem fanką takich inicjatyw – motocykle mają zbliżać ludzi, niezależnie od płci, wieku, orientacji seksualnej czy koloru oczu. Ma być frajda z jeżdżenia, ze spotkania, ze wspólnego treningu. Nieważne jak, ważne, że się ma dwa kółka do dyspozycji i uśmiech na twarzy. O inicjatywie Speed Ladies słyszałam już wcześniej – ale dopiero teraz poznałam dziewczyny osobiście. Z wypiekami na twarzy śledzę wyprawę kilku reprezentantek SL w Himalaje, jaram się zasięgami ich strony, podziwiam organizację i zapał do zrzeszania ludzi. Tak to się robi! Nawet Andrzej mój, zajadając się kiełbasą i przegryzając ją ciastem westchnął cicho: kuuurcze, trochę wam zazdroszczę tych track day’ów…
Omatko jak fajnie 🙂 jak będę bardziej zaawansowana w jeździe to muszę pojechać na taką imprezę! 🙂 choć pytanie czy moja DRka 125 nie czułaby się malutka tam 😉
Ja śmigałam moją 125 i było mega….a latam na moto od…miesiąca 🙂 Także śmiało, tam nikt nie patrzy czy mały czy duży liczy się fun!
Ja już nie mogę się doczekać kolejnego TD 😀
To samo 🙂
Coo Ty Kasia, tak jak Olga pisze – każdy jest mile widziany, a dziewczyny jeżdżą dosłownie na wszystkim, od 125cc do wypasionych turystyków. Ma być frajda i jest, i to jaka! Niektóre kobitki były pierwszy raz w życiu na torze, podobało się wszystkim 🙂 Wbijaj 15.09 na tor Słomczyn, organizujemy tam jazdy z pomiarem czasu, ekipa Speed Ladies też się szykuje 🙂 tutaj link:https://www.facebook.com/events/140514376554742/
Przekonałyście mnie, wbijam na kolejną imprezę jak tylko czas pozwoli, a nuż będę po zdanym egzaminie na kat A to będzie w ogóle pro 😉 Baardzo szkoda, że 15.09 to dzień pracujący, i to w dodatku kiedy mam wyjazd służbowy na Śląsk 🙁 no ale śledzę Speed Ladies na fb , bo że Monię to wiadomix, więc powinnam widzieć info o kolejnych 🙂
Super inicjatywa 🙂 Widać, że pasjonatek motocykli nie brakuje. Tak trzymać! Pojedziesz na kolejną edycje tego wydarzenia 😉