czyli subiektywy ranking norweskich atrakcji turystycznych w drodze na Nordkapp. Część I.
O ile w wakacje jestem naprawdę bardzo dobra, i w skali od jednego do pięciu, gdzie pięć jest „umiem wakacje” spokojnie przyznałabym sobie skromne osiem, o tyle w powroty jestem totalnie beznadziejna.
Torba od paru dni leży nietknięta, swoim nierozpakowanym jestestwem przypominając mi co chwila, że to już po wyprawie, zamiast jezior polodowcowych na swojej drodze spotykam już tylko kałuże, fiordy, te, co mi jeszcze przed chwilą z ręki jadły patrzą się na mnie już tylko z ekranu monitora… eeehhh. Smutno mi. Wrócić by się chciało. Chociaż na chwilkę. Albo na rok chociaż.
Na szczęście trudnię się pisaniem tegoż bloga, dział mam nawet „podróże”, a gdzie jak nie tu najlepiej będzie przeżyć to wszystko jeszcze raz i opisać dokładnie? No właśnie.
Dlatego postanowiłam przybliżyć Wam najciekawsze miejsca na naszej trasie Honda Adventure Roads z Oslo do Nordkapp – jeżeli obierzecie kiedyś ten kierunek być może post ten okaże się przydatny.
Nasza trasa wyglądała tak:
Jak widać, niektóre atrakcje ominęliśmy, jak np słynną Drogę Trolli, ale za to po drodze podziwialiśmy inne cuda. I tak, zaczynając od południa, na mojej liście norweskich Trzeba-To-Zobaczyć znalazły się:
1. Fiord Geiranger.
Jeden z najsłynniejszych fiordów norweskich – od 2005 roku na liście Światowego Dziedzictwa UNESCO. Łatwo się do niego dostać, można np przy okazji zwiedzić wspomnianą Drogę Trolli, nasza trasa z kolei wyglądała tak:
Sam fiod zachwyca. Otoczony stromymi górami, głęboki nawet na 700 metrów, ze spływającymi z jego zboczy wodospadami (najsłynniejsze to „Siedem sióstr”, „Zalotnik” i „Ślubny welon”, z każdym jednym związana jest pewnie jakaś legenda, w końcu to kraina z legend słynąca). Wokół fiordu jest sporo punktów obserwacyjnych, a samego Geirangera zdecydowanie najlepiej jest zobaczyć z pokładu statku.
Już sama droga do fiordu zapiera dech:
A tu już Geirangerfjord:
Więcej o Geirangerze i ciekawostkach na trasie dnia pierwszego zobaczycie tu:
2. Droga Atlantycka
czyli 8 km drogi nr 64. Trasa biegnie przez archipelag wysp, łącząc wyspę Averoy z lądem. Mamy tu wiadukty, groble, mosty i przepięknie odsłonięte Morze Norweskie. Fale niekiedy sięgają tu tak wysoko, że aż zalewają najsłynniejszy most na drodze, czyli Storseisundet. Droga Atlantycka może pochwalić się wieloma wyróżnieniami, m.in mianem budowli stulecia oraz jednej z najpiękniejszych tras na świecie. Zdecydowanie polecam przebyć tę trasę na motocyklu – dosłownie smaga cię wiatr z Oceanu Atlantyckiego.
Nasze wrażenia z Drogi Atlantyckiej znajdziecie też tu:
3. Park Narodowy Blåfjella-Skjækerfjella.
Nie spotkałam zbyt wielu jego opisów w internecie, a szkoda. Tak naprawdę przejeżdżaliśmy tylko obok niego, ale już sama droga nieopodal daje przedsmak tego, co można pewnie tam zobaczyć. Spotkamy tam przede wszystkim jeziora o lustrzanej tafli, w której odbijają się ośnieżone góry – no coś pięknego. Zatrzymywaliśmy się co chwilę, bo po prostu nie mogliśmy się napatrzeć na te cuda natury. Sam park jest jednym z największych rezerwatów dzikiej przyrody w Norwegii. Jadąc trasą E6 miejcie się na uwadze – w Blåfjella-Skjækerfjella żyje sporo niedźwiedzi, wilków i rysi, a jeleni całe zatrzęsienie, nigdy nie wiadomo, co akurat zechce wyjść na drogę. Na trasie znaleźć też można absolutnie przepiękne wodospady – nie raz zawracaliśmy kawałek, bo przeoczyliśmy jakiś cud natury.
Więcej na YT poniżej. Przepiękne zdjęcia zrobili: Agence Rideanddrive.
Dobra, to ja dalej próbuję wrócić do rzeczywistości po powrocie, widzimy się w następnym poście!
już na komputerze oglądam te widoki z wytrzeszczem oczu… boję się pomyśleć jakby to było zobaczyć wszystko na żywo… po prostu pięknie!
Na żywo mózg szaleje. To jest tak pięknie, tak spektakularne i tak wspaniale nietknięte przez człowieka… z miejsca nabiera się jeszcze większego szacunku do mamy Ziemi. Przepiękna jest.
Czekałem na ten wpis od czasu opisu przygotowań. Bałem się, że będę musiał czekać do zimy, ale wtedy wątpię, żebyście nawet Wy, szaleni w ten kochany pozytywny sposób, zdecydowali się na taką trasę – opisana przez Was trasa zimą pewnie jest nie do nadgryzienia bez skutera śnieżnego. Może zimowo jakaś fotorelacja z takiego wypadu? Blog świetny a te Wasze Afriki są boskie. Zamienię się za Rometa 50T1, egzemplarz kolekcjonerski 😀
A tutaj będzie zdziwienie, bo jest taki szaleniec, co tę trasę zrobił zimą, a nawet nagrał to i opublikował na swoim You Tube:
A te Afriki – ehhh… żeby one nasze były… :))
Jasny gwint, jak tam ładnie…
Przepięknie tam, i proszę pomyśleć jeszcze, że zdjęcia nawet połowy tego piękna nie oddają!